czwartek, 6 lutego 2014

A kiedy już dorosnę...

To chciałabym zostać baletnicą. Tak myślałam jako mniej więcej pięcioletnie dziecię. I nikt z dobrotliwej rodziny nie podsunął, że wagą przypominałam już wtedy o wiele starsze tancerki. 
Na szczęście balet jakoś wyleciał mi z głowy i potem zachciało mi się być archeologiem. A w ogóle to Indianą Jonesem od razu. Z zapałem rozkopywałam podwórko, ku złości kochanej mamy, która złowieszczo przewidywała, że ktoś wpadnie w porzucone przeze mnie wykopki i złamie nogę. I może z zamiłowania do tejże dziedziny nauki zainteresowałam się historią. I jeszcze w gimnazjum wiedziałam, że te studia podejmę. Podczas składania papierów na uczelnie przez myśl mi przeszło, by i archeologów zaszczycić złożeniem do nich papierów (oprócz historii miałam w zapasie kulturoznawstwo Eu. Śr. oraz turystykę i rekreację), jednak jakoś nie zdecydowałam się na ten krok i pewnie bym może się zastanawiała, czy nie należy żałować takiej decyzji, ale los chciał, że na swych studiach historycznych miałam zaplanowany przedmiot "Prahistoria ziem polskich".
Zajęcia te wyleczyły mnie całkowicie z pociągu do archeologii. Po kilku wykładach prowadzącego, opiewających wyjście hominidów z Afryki, przyszła kolej na nasze referaty na podstawie jakiegoś stosownego i zacnego podręcznika. Dzieło to było wyliczeniem kolejnych stanowisk, jakie odkryto i przypisano danej kulturze (do tej pory pamiętam jedynie kulturę pucharów lejkowatych), a zaraz po tym następowała lista znalezionych skarbów. Lista. Sucha lista. Zapis literkami. Ile było grotów od strzał, koralików, monet... Muszę co prawda przyznać, że było tam sporo ilustracji, ale myślę, że nikt z grupy nie potrafiłby odróżnić grotu należącego do kultury pucharów lejkowatych od grotu z okresu celtyckiego (o której to moja grupa wygłaszała referat, który wzbudził szczere uznanie prowadzącego i z którego jedynie mętnie pamiętam, że mówiłam o symbolice celtyckiej).
Tak też skończyła się moja przygoda z archeologią i pozostaje mi jedynie podziwiać wszystkich archeologów (a szczególnie Deneve, której bloga uwielbiam) za to, że potrafią to wszystko przyswoić i pojąć. No jest jeszcze Indiana Jones. :D

Pozdrawiam i idę dalej gapić się na zdjęcia mojego miesięcznego siostrzeńca,
Remia

2 komentarze:

  1. Widać kości kurczaków wykopywane w ilościach hurtowych słabo Cię zachęciły :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale Kacper odziedziczył po mnie chyba to szukanie skarbów (lub jakby rzekł mój prowadzący zajęcia "skalbów")

      Usuń